sobota, 7 stycznia 2012

i uderzył grom


 


Idźmy prosto korytarzem, aż do późnych zdarzeń. Gdzie ściany krzyczały martwą historie kilkorga. Schody w milczeniu stałym, obumarły..kompletnie. Lecz drewno ożyło co skryło tą chwile. Nie na darmo Ci patrzeć, aż tyle, zamknij powiekę i ucisz świadomość. Zadrapanie? Lament z obdartym kolanem i pluszowym spojrzeniem. Równie chłodny co skulony, oparty o framugę płaczem wyparł ciszę. Ale, czy ktoś go usłyszał? Nie oglądał się w tył, zapomniał o jutrze. Uśpiony w piosence, zwanej koszmarem. Nie budźmy go. Niech stłumiony powietrzem oddycha ospale. Idź dalej. Schodami w dół, jak najbardziej. W pogoni nie plączmy tamtych wydarzeń. Po prawej przytulne mieszkanie, a w nim smukły dywan, a na nim uśmiechów taniec. To gra pozorów, fałszywe zwierciadło kusi. Spójrz głębiej gdzie wzrok wiedzą sięga duszy. Kurz podąża do rozkładu, śpiesz się, śpiesz, w świecie tortur i nieładu, my jak kwiaty na betonie. Plamy krwi na podłodze mkną ku pomieszczeniu skąd sączy się mgła pełna gniewu nadająca barw cierpieniu. Ona dusi krtanie słabych serc po lewej, portretów mdłych empatii, ale nikt nie wie jak było naprawdę. W cieniu umykają postacie napęczniałe krzywdą, uciekając do wyjścia zwanego niebo giną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz