sobota, 14 stycznia 2012

skazani na zgubę


Byliśmy za młodzi. Jak wszechświat. Jak te słowa.  Nie wiń dźwięków za to czym się stały. Obumarły tuż przed granicą, na niej zataczając gwiazdy pyłem na niebie. Kochaliśmy. Tak szczerze, tak ufnie każdemu drobiazgowi. Rozdarte serca, zdmuchnęły liście w jesień życia. One nie umrą. Ogłuchliśmy. Kiedy ptaki szeptały do ucha setki symfonii, nocnych preludii wśród ciszy nadając wspólnego rytmu dwóm istnieniom. Byliśmy skazani na zgubę. Jak to uczucie.

czwartek, 12 stycznia 2012

wiadomość

Długo spoglądałem przez szybę. Całymi dniami. Można by rzec, że oczy wszedłszy w pewną symbiozę ze szkłem, które aż zlodowaciało przez mój mroźny oddech, zapadły w hibernację. Telefon komórkowy tkwił nieopodal pustej doniczki z resztkami kwiatka. Muszę wspomnieć, że jego szczątki po niefortunnym kontakcie z podłogą pochowałem za domem. Biedny. Niemniej jednak ucierpiała sama doniczka, ogromna szrama u boku, na szczęście posiadam taśmę. Dużo myślałem, nad jutrem i czy owe jutro w ogóle nastąpi. Nie chcę myśleć, każda imaginacja kolejnego scenariusza pt. "Co by było gdyby" wprowadza mnie w stan zbliżony do otumanienia. Nie, czasu nie cofniesz. Nawet gdybyś chwycił go obiema rękoma, związał usilnie i wprowadził w lochy zapomnienia, na dodatek zamknął na milion kluczy, to on dalej posiada zapasowy wielofunkcyjny. Czmychnie, następnie zemści się w odwecie śmiercią bliskiej osoby, czy płaczem ukochanej. Daleko sięgałem pamięcią, gdy próbując wznowić pewien obraz, pewne wyraźne kontury bardzo niepewnej swego życia istoty cofałem się w przeszłość. I znów para poczęła tańczyć na zimnym szkle, tym razem musiałem ją wykorzystać w sposób błahy. Otworzyłem usta, wdmuchując powietrze w jeden kąt, na którym palcem, wygrawerowałem jedno wielkie kluczowe słowo 'śmierć'. Coraz częściej gości ono w moim słowniku słów niezastąpionych, wyprzedza pozycją nawet jedzenie i nadzieje. Nagle telefon zadrgał, usłyszałem to gdyż tylko ten dźwięk był w stanie na tamtą chwilę zagłuszyć melancholijnie uciążliwe bicie organu naczelnego. Bardzo mnie to przestraszyło, cholerna nadwrażliwość.1 WIADOMOŚĆ SMS:"Czekam na dole, otworzysz?" Niezwłocznie pobiegłem na parter, gubiąc własne nogi na krętych schodach, zarazem przeżuwając niedbale ostatni kęs kromki. Nie pasowało ignorować, w końcu to była Klara, gdyby drzwi jej nie wpuściły to zapewne okno by wspomogło. Dotarłem do ciemnobrązowych wrót, z zardzewiałą klamką. Jeden ciężki zgrzyt. Była na wskroś blada.. Pamiętam jakby to było dziś, stała nieruchomo wpatrując się w guzik mojej koszuli, jakby szukała w nim sformułowania wypowiedzi jaką zaraz miała mi rzucić. Trucizna jaka zasiała się na ową chwilę była nieopisana. "Ona nie żyje" Słowa jak echo odbijały się od mojej świadomości, aż do drgających palców u rąk. Nastała ciemność, która nakreśliła większą granicę, pogłębiła dół egzystencjalny, w którym za niedługo miałem być zakopanym wraz ze wspomnieniem.

sobota, 7 stycznia 2012

i uderzył grom


 


Idźmy prosto korytarzem, aż do późnych zdarzeń. Gdzie ściany krzyczały martwą historie kilkorga. Schody w milczeniu stałym, obumarły..kompletnie. Lecz drewno ożyło co skryło tą chwile. Nie na darmo Ci patrzeć, aż tyle, zamknij powiekę i ucisz świadomość. Zadrapanie? Lament z obdartym kolanem i pluszowym spojrzeniem. Równie chłodny co skulony, oparty o framugę płaczem wyparł ciszę. Ale, czy ktoś go usłyszał? Nie oglądał się w tył, zapomniał o jutrze. Uśpiony w piosence, zwanej koszmarem. Nie budźmy go. Niech stłumiony powietrzem oddycha ospale. Idź dalej. Schodami w dół, jak najbardziej. W pogoni nie plączmy tamtych wydarzeń. Po prawej przytulne mieszkanie, a w nim smukły dywan, a na nim uśmiechów taniec. To gra pozorów, fałszywe zwierciadło kusi. Spójrz głębiej gdzie wzrok wiedzą sięga duszy. Kurz podąża do rozkładu, śpiesz się, śpiesz, w świecie tortur i nieładu, my jak kwiaty na betonie. Plamy krwi na podłodze mkną ku pomieszczeniu skąd sączy się mgła pełna gniewu nadająca barw cierpieniu. Ona dusi krtanie słabych serc po lewej, portretów mdłych empatii, ale nikt nie wie jak było naprawdę. W cieniu umykają postacie napęczniałe krzywdą, uciekając do wyjścia zwanego niebo giną.

piątek, 6 stycznia 2012

ostatni dech



Ja kocham ten świat. Oba płuca krzyczą hymny radosne do księżyca jak wilcza hołota nad wzgórzem buntownicza - wyje. Każdy ruch skrzydeł pod powłoką kwiatu, papierowy samolot na wietrze co wzbija się do lotu chce płakać. Budzisz mnie.. Przez uśmiech co wymuszony groźbą łzy rozświetla błękit łuny. Ja widzę kosmos bez planet i noce bez gwiazd. Błąkającym spojrzeniem ostatnim pyłem ich cienia nadające blask. Nie oddychać tlenem mordercy i  błędnym krokiem  z siwą trawą iść. Pokocham chwiejne domy i martwe dusze. Zanikający wszechświat we śnie stającym się jawą, który prysł. Muszę.. Zebrać myśli w jedną formę, nieskalaną nieskazaną na wygnanie. Ja kochałem tamten świat, ale czas już na mnie.