czwartek, 12 stycznia 2012

wiadomość

Długo spoglądałem przez szybę. Całymi dniami. Można by rzec, że oczy wszedłszy w pewną symbiozę ze szkłem, które aż zlodowaciało przez mój mroźny oddech, zapadły w hibernację. Telefon komórkowy tkwił nieopodal pustej doniczki z resztkami kwiatka. Muszę wspomnieć, że jego szczątki po niefortunnym kontakcie z podłogą pochowałem za domem. Biedny. Niemniej jednak ucierpiała sama doniczka, ogromna szrama u boku, na szczęście posiadam taśmę. Dużo myślałem, nad jutrem i czy owe jutro w ogóle nastąpi. Nie chcę myśleć, każda imaginacja kolejnego scenariusza pt. "Co by było gdyby" wprowadza mnie w stan zbliżony do otumanienia. Nie, czasu nie cofniesz. Nawet gdybyś chwycił go obiema rękoma, związał usilnie i wprowadził w lochy zapomnienia, na dodatek zamknął na milion kluczy, to on dalej posiada zapasowy wielofunkcyjny. Czmychnie, następnie zemści się w odwecie śmiercią bliskiej osoby, czy płaczem ukochanej. Daleko sięgałem pamięcią, gdy próbując wznowić pewien obraz, pewne wyraźne kontury bardzo niepewnej swego życia istoty cofałem się w przeszłość. I znów para poczęła tańczyć na zimnym szkle, tym razem musiałem ją wykorzystać w sposób błahy. Otworzyłem usta, wdmuchując powietrze w jeden kąt, na którym palcem, wygrawerowałem jedno wielkie kluczowe słowo 'śmierć'. Coraz częściej gości ono w moim słowniku słów niezastąpionych, wyprzedza pozycją nawet jedzenie i nadzieje. Nagle telefon zadrgał, usłyszałem to gdyż tylko ten dźwięk był w stanie na tamtą chwilę zagłuszyć melancholijnie uciążliwe bicie organu naczelnego. Bardzo mnie to przestraszyło, cholerna nadwrażliwość.1 WIADOMOŚĆ SMS:"Czekam na dole, otworzysz?" Niezwłocznie pobiegłem na parter, gubiąc własne nogi na krętych schodach, zarazem przeżuwając niedbale ostatni kęs kromki. Nie pasowało ignorować, w końcu to była Klara, gdyby drzwi jej nie wpuściły to zapewne okno by wspomogło. Dotarłem do ciemnobrązowych wrót, z zardzewiałą klamką. Jeden ciężki zgrzyt. Była na wskroś blada.. Pamiętam jakby to było dziś, stała nieruchomo wpatrując się w guzik mojej koszuli, jakby szukała w nim sformułowania wypowiedzi jaką zaraz miała mi rzucić. Trucizna jaka zasiała się na ową chwilę była nieopisana. "Ona nie żyje" Słowa jak echo odbijały się od mojej świadomości, aż do drgających palców u rąk. Nastała ciemność, która nakreśliła większą granicę, pogłębiła dół egzystencjalny, w którym za niedługo miałem być zakopanym wraz ze wspomnieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz