środa, 28 grudnia 2011

dzieciństwo

Nie wiem kiedy, lecz gdy spojrzę raz jeszcze w przestrzeń właśnie w tym miejscu, nie widzę ścian, ani drewnianych mebli. Nie dostrzegam też stołu i białego obrusu z jedną szramą u boku. Ciepło promieniuje w powietrzu, a wraz z nim kurz z ów czasów. Wszystko i nic powracają na nowo, odświeżone, lekko wyblakłe. Bez tej iskry, która nadawała temu głębszy sens. Rozumiesz. I znów patrzę w blaknącą firanę zawieszoną na nisko osadzonym oknie z próchniejącą ramą obok kwiat w donicy. Nie widzę nic prócz wzorów i falbanek, ale gdy spojrzę raz jeszcze, nie wiem kiedy, widzę jak przez mgłę przemykające cienie rozbrykanych dzieci. Słyszę kokieteryjny śmieszek kobiety, doświadczony. Spojrzenie  przenikliwe i milczące. Lecz bez miłości, która gdzieś zasnęła i tęskni, i droczy się z wspomnieniem dygoczącym z zimna. Brakiem słów można by określić światopoglądy, jakby milczenie wyrażało ogromy uczuć zamkniętych w klatce doznań. Ile jesteś w stanie przemilczeć bólu? Pójdź dalej, by wciąż tkwić w beztroskim uniesieniu, przyjemnym jak pierwszy pocałunek, czy kawa o poranku. Sięgam ślepym wzrokiem dalej. Tudzież, do dziecinnego pokoju. Wydaje się być znajomy, to tylko ściany i drewniana podłoga, one nic nie wiedzą. Nie muszą mówić i mową  zeznawać setki obrazów, zdradzać dwa łóżka i kpić z śliwkowego dywanu. Miota się zgrabnie wiatr z uchylonego okna wśród bukowych zabawek, ten sam. Poznaję po chłodzie muskającym policzki, szumie wtłaczającym krzyki chłopca w uszy. Nie wiem kiedy, ale tym razem  wiem na pewno, że gdy spojrzę raz jeszcze, mrugnę kilkakrotnie, ujrzę wyraziście, zatroskaną kobietę siedzącą u boku niewielkiej poduszki. Głaszcze po głowie niesfornego łobuza, znowu coś przeskrobał. Szepcze mu do ucha, zapewne coś miłego, co doda otuchy, nie suche słowa „Wyliżesz się” Coś głębszego. To byłoby kresem refleksji gdyby nie gwałtowny podmuch wiatru. Głośno zaryczał wbiegając przez otwarte okno, chłodem pieści ramię kobiety. Zmroził ruchy. Mimowolnie przytuliła chłopca, wtem kilka słów ubranych w nieforemne zdanie uniosło się w przestrzeń, jednakże ów podmuch stłamsił je doszczętnie. Deski dawno temu przesiąkły żalem, ból zaś  skryły swe oblicze pod błękitną zasłoną, tłamsząc przejawy buntu w sercu ich obojgu. Jedno serce w dwóch istotach bijące jednakowo jak wszystkie inne dookoła, będące czujne niczym zwierze  schronione w swej norze. Teraz już wiem kiedy, wiem to na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz